Wyniki wyszukiwania dla:

KG 28 – znamy winnego epidemii!

Relacja z 2. tygodnia Kapituły Generalnej 28

Włoski premier ogłosił wszem i wobec, kto jest winny epidemii koronawirusa w Italii.
Winnym jest oto mały szpital z mieściny Codogno pod Mediolanem, który miał jakoby nie
przestrzegać procedur.
Wszyscy oddychają z ulgą. Uff, a jednak jest jakiś winny! Bo już się wydawało, że nie
ma, a to by było nie do zniesienia. Teraz przynajmniej można spać spokojniej: generalnie
wszystko jest pod kontrolą, procedury wdrożone, tylko zawalił jakiś niedojda. Na krzyż
z nim!
Jeden z internautów, komentując oświadczenie włoskiego premiera, przytomnie
zapytał, czy winnym epidemii nie jest aby Marco Polo, ten, co to pierwszy odwiedził był
kiedyś Chińczyków, a może nawet zrobił zakupy na targu w Wuhan.

„Znaleźć winnego”. Pokusa, która towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Jeśli
znajdzie się kozła ofiarnego, łatwiej jest żyć. Nawet epidemia staje się wtedy mniej zaraźliwa.
Winnego trzeba wytropić, bo się, skubaniec, ukrywa. Im szybciej się go znajdzie, tym lepiej.
A kiedy się go wreszcie znajdzie, to okazuje się, że jest nim zawsze ktoś drugi. Bo przecież
nie ja. Już w raju Adam zwalił winę na Ewę, a Ewa na węża.
Kiedy tak siedzę sobie i rozmyślam na Kapitule, kiedy wkoło szaleje koronawirus,
a my wszyscy gnieździmy się na Valdocco (prawie jak kwarantanna), przychodzi mi na myśl
wielka epidemia dżumy, która w XIV wieku wycięła w pień połowę ludności Europy. Wtedy
też znaleźli się winni. Byli nimi Żydzi, kaleki, obcokrajowcy, trędowaci. Skończyło się na
pogromach. Przy okazji obrywało się też, co ciekawe, zakonnikom, bo też jacyś tacy
podejrzani w tych kapturach.
Fakt, dziś jest trochę lepiej. Nie zabijamy już „winnych”. Zabijają ich media. Nie
chciałbym być w skórze dyrektora szpitala w Codogno.
Kiedy zatem tak sobie siedzę i rozmyślam na bezpiecznym (jeszcze?) Valdocco, a za
oknem co chwilę słychać sygnał karetki (po co, u licha, włączają sygnał w nocy, skoro nie ma
ruchu?), przychodzi mi na myśl jeszcze jedna epidemia: epidemia cholery, która w 1854 roku
dociera do Turynu i puka do drzwi oratorium Księdza Bosko. I tu jest moment, który robi
różnicę: Ksiądz Bosko, zamiast szukać winnych, natychmiast zabiera się ze swymi
wychowankami za pielęgnowanie chorych. Szukanie winnego to nie robota świętego.

Bardzo mi się podoba, że na Kapitule nie szukamy winnych. Kiedy trzeba, mówimy
z radością o swoich sukcesach: jesteśmy potężnym Zgromadzeniem, rozpoznawalnym coraz
lepiej na całym świecie. Około miliona uczniów w szkołach salezjańskich – to robi wrażenie.
Potężna armia młodych ludzi, którzy kiedyś, daj Boże, uczynią świat lepszym, a może nawet
znajdą szczepionkę na koronawirusa.
Kiedy trzeba, na Kapitule bijemy się w piersi. Własne, nie cudze. A jest za co.
Antyświadectwo życia zakonnego, malwersacje finansowe, zbrodnie wykorzystywania
seksualnego przez salezjanów. Mea culpa, moja wina. Nie kogo innego.
Tak długo, jak długo winny będzie ten drugi, a nie ja, świat będzie toczyła
nieuleczalna epidemia. Nie pomogą żadne procedury ani kwarantanny. Lekarstwo przyjdzie
dopiero wtedy, kiedy każdy z nas podpisze się pod słowami Psalmisty:
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy, oczyść mnie z grzechu mojego! (Ps 51,4)

A tak w ogóle, to na Kapitule robi się coraz ciekawiej, bo zbliżają się wybory nowego
zarządu Zgromadzenia, włącznie z Przełożonym Generalnym. Ciekawe, kto nim będzie.
Jednak nic tak nie elektryzuje, jak personalia.

ks. Marcin Kaznowski


Podziel się tym wpisem: